Mikromomenty



Ostatnio tak pewien trend marketingowy nazwało Google i poczułam się oburzona, bo przecież to ja pierwsza je odkryłam.
Choć w innym sensie.
W sensie znajdowania siebie i napełniania się pewnością, że świat jest dobry i jest w nim spokój.
I ten spokój udziela się też mnie.
I wcale nie chodzi o to, żeby czuć go cały czas, więcej - jestem zdania, że to po prostu jest niemożliwe.
Ale są takie chwile, takie momenty, w których wszystko jest po prostu jak należy.
Tak, jak lubię.
Chwila ciszy, zawieszenia, samotności, dostrzegania piękna, najprostszego, tego, które jest na wyciągnięcie ręki.
Tuż obok kubka z kawą, w cieniu ogrodu, w słonecznej plamie, w małym żuczku, który wędruje wzdłuż oparcia fotela.
I wtedy wypełnia mnie poczucie, że wszystko jest i będzie dobrze, i wiem, że wystarczy go aż do następnego mikromomentu, i naprawdę wystarczy dziesięć minut, może kwadrans, żeby móc wrócić w codzienność, pełną dźwięków i oczekiwań, ze spokojem, cierpliwością i łagodnością.